fbpx

Jakieś 8 lat temu wraz z moją siostrą cioteczną Kasią, postanowiłyśmy zrobić triathlon na dystansie olimpijskim. Dla wielu nic specjalnego, ale dla nas przepłynięcie 1,5 km, przejechanie na rowerze 40 km i przebiegnięcie 10 km, było wyczynem.
Po kilku miesiącach przygotowań byłyśmy gotowe. Niestety los chciał inaczej. Kasia zaszła w ciążę i plan startu poszedł w kąt. Parę osób pytało się mnie, dlaczego nie wystartowałam sam. Nie należę do osób, które lubią konkurować, dlatego odpuściłam. Poza tym coś mi nie pasowało w triathlonie.
Przez kolejne lata raz na jakiś czas wpadał mi do głowy pomysł „może wystartuję w triathlonie”. Ale myśl jak szybko się pojawiała, tak szybko wylatywała. Na poczekaniu byłam w stanie znaleźć 100 powodów na NIE. Co wiele osób szokuje, ja też szukam wymówek jak coś mi nie leży. Staram się im nie ulegać, ale jestem tylko człowiekiem 😉
W tym roku jednak było inaczej.
W styczniu wyznaczyłam sobie sportowe cele. Nigdy tergo nie robiłam, ale chciałam urozmaicić moje treningi. Poza tym jestem zadaniowcem i cele motywują mnie do pracy.
Wyznaczyłam sobie dwa cele:
półmaraton warszawski – 23.05.2020.
triathlon na dystansie olimpijskim w Grodzisku Mazowieckim 5.07.2020.
Już miałam się zapisać, ale niestety wybuchła pandemia.
Ktoś by pomyślał „odpuszczam”. „Nie ma imprezy, nie przygotowuję się”.
Ja jednak stwierdziłam, że do realizacji celów nie jest potrzebna mi impreza masowa. Nie potrzebuję medalu czy zdjęcia na ściance z logotypami sponsorów. Robię to dla siebie. Dodatkowo na swoich warunkach! (i chyba to mi najbardziej pasowało)
Pólmaraton mam już za sobą. Było to moje trzecie podejście i w końcu mi się podobało. Po zrobieniu dystansu nie miałam myśli „nie muszę już biegać”, „nigdy więcej półmaratonu”, tak jak to było w przypadku półmaratonu 1. i 2. Po skończonym biegu już planowałam kolejny bieg. Dlaczego? Po pierwsze przygotowywałam się z głową, a nie jak kiedyś trenowałam na bazie programu z internetu (to było jeszcze zanim zostałam trenerem personalnym). I to bardzo zindywidualizowane podejście przyniosło super efekty. Nic mnie nie boli. A ja mimo, że nadal bieganie nie jest moją ukochaną dyscypliną, chcę więcej.
Pierwszy cel zrealizowany. Triathlon przede mną. Już jestem gotowa. Ostatnio zupełnie przypadkiem jednego dnia przebiegłam 10,98, przepłynęłam 1 km i przejechałam na rowerze 41,85 km. Nie było to w jednym ciagu, więc nie mogę uznać jako realizację celu. Najważniejsze jest jednak to, że mój organizm jest już przygotowany do takiego wysiłku. Nic mnie nie bolało, co jest tego najlepszym dowodem.
Jak już wspominałam nie jestem typem wojownika, który lubi się ścigać z innymi. Moje zdrowie i sprawność to cel #1. Dlatego mimo, że wielu triathlonistów chwyciłoby się za głowę, swój wyścig planuję zrobić w innej kolejności niż powinnam – bieg, pływanie, rower. Dlaczego? Bo bieganie jest dla mnie najbardziej problematyczne i po przepłynięciu 1,5 km i przejechaniu na rowerze 40 kilometrów, mogłyby zacząć boleć mnie kolana.
Dlatego przepraszam wszystkich prawdziwych triathlonistów. Robię to dla siebie, a zasady mam gdzieś. Bo chyba właśnie o to chodzi w sporcie, oczywiście tym amatorskim. By uprawiać sport dla swojego zdrowia i sprawności, a nie dla innych.
pozdrawiam
Agnieszka
Jeżeli masz ochotę zostawić swoją opinię na ten temat, zapraszam na mojego Facebooka.